Podczas niedawnej konferencji wynikowej, dyrektor generalny Apple, Tim Cook, poinformował, że firma nie odczuła negatywnego wpływu ceł w kwartale zakończonym w marcu dzięki wcześniejszemu zgromadzeniu zapasów. Jednak już kolejne miesiące, a szczególnie obecny kwartał kończący się w czerwcu, mogą okazać się trudniejsze. Apple nie zdecydowało się jeszcze na podniesienie cen swoich urządzeń, ale jak zaznaczył Cook, nie wiadomo, jak długo firma będzie w stanie samodzielnie absorbować koszty związane z taryfami celnymi – zwłaszcza że sytuacja może się zmienić w każdej chwili, jeśli dojdzie do kolejnych decyzji politycznych.
Aktualnie import produktów Apple z Chin do Stanów Zjednoczonych obciążony jest całkowitym cłem w wysokości 145%. Z czego 20% wynika z tzw. „cła fentanylowego” wprowadzonego na początku roku, a pozostałe 125% stanowi element odwetu handlowego w trwającej wojnie celnej z Chinami po ogłoszeniu tzw. „Dnia Wyzwolenia”. Apple skutecznie wynegocjowało zwolnienie z dodatkowej stawki 125% dla większości swoich urządzeń, takich jak komputery, telewizory czy podzespoły. Niestety, niektóre akcesoria – jak chociażby ładowarki czy inne dodatki – nie zostały objęte tym wyjątkiem, przez co Apple zmuszone jest płacić pełną stawkę 145%.
Poza Chinami również inni partnerzy produkcyjni Apple podlegli nowym regulacjom. Dla większości krajów Donald Trump zarządził 10% podstawowe cło oraz dodatkowe stawki tzw. rewanżowe, sięgające nawet 46%. Od 9 kwietnia bieżącego roku obowiązuje jednak 90-dniowe wstrzymanie niektórych taryf, choć podstawowe cło nadal jest aktywne. Apple posiada jednak wyjątki na te opłaty celne, co w dużej mierze chroni firmę przed największymi konsekwencjami finansowymi.
W celu zminimalizowania skutków ceł, Apple prowadzi szeroko zakrojoną strategię dywersyfikacji produkcji. Cook wskazał, że połowa iPhone’ów sprzedawanych w USA pochodzi już z Indii, a wkrótce będzie to większość modeli. Z kolei niemal wszystkie iPady, komputery Mac, Apple Watche oraz AirPodsy pochodzą z Wietnamu. Dzięki temu firma unika 20-procentowego cła obowiązującego na towary z Chin. Apple skutecznie zbudowało alternatywny łańcuch dostaw tak, aby możliwie zminimalizować wpływ obecnych i potencjalnych taryf.
Niestety patrząc na trwający kwartał, Apple nie jest w stanie dokładnie oszacować strat, ponieważ przyszłe decyzje polityczne są nieprzewidywalne. Przy utrzymaniu obecnych warunków, Apple zakłada, że dodatkowe koszty związane z taryfami wyniosą około 900 milionów dolarów. Ujęte w skali firmy, oznacza to mniej niż jeden procent całkowitego przychodu kwartalnego i poniżej dwóch procent przychodów z iPhone’ów. Dlatego też Apple nadal jest w stanie przejąć te koszty na siebie. Jeśli jednak wprowadzone zostaną dodatkowe taryfy lub aktualne wyjątki wygasną, koszty mogą znacznie wzrosnąć – nawet powyżej szacowanych 900 milionów dolarów.
Nowością od dziś jest także usunięcie tzw. „de minimis” – przepisów zwalniających z ceł towary o wartości poniżej 800 dolarów. To uderza bezpośrednio w dostawy komponentów używanych do napraw w ramach AppleCare, które często pochodzą z Chin jako regenerowane części. Apple planuje w związku z tym wprowadzić zmiany w swojej logistyce i procedurach operacyjnych.
W tle działa także tzw. Śledztwo Sekcji 232 – procedura uruchomiona w kwietniu przez administrację Trumpa w celu zmniejszenia zależności USA od dostawców zagranicznych w takich obszarach jak metale ziem rzadkich, półprzewodniki i inne komponenty istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego. Potencjalne skutki tego śledztwa mogą obejmować wprowadzenie kolejnych taryf, które objęłyby również kluczowe dla Apple elementy, jak chociażby układy scalone.
Choć ostateczne decyzje w ramach tego śledztwa poznamy dopiero pod koniec 2025 roku, ryzyko kolejnych obciążeń dla Apple już teraz stanowi istotny sygnał ostrzegawczy. 90-dniowe zawieszenie części taryf to rozwiązanie tymczasowe, a wyjątki przyznane Apple mogą w każdej chwili zostać cofnięte.
Rosnące ceny sprzętu elektronicznego u innych producentów pokazują, jak rynek reaguje na taryfy. Konsola Xbox Series X podrożała ze standardowych 500 do aż 600 dolarów. PlayStation 5 Pro kosztuje obecnie 700 dolarów, a wcześniej było dostępne za 590. Również DJI, MSI, Lenovo i chińscy sprzedawcy tacy jak Temu czy Shein wprowadzili znaczne podwyżki. Najbardziej drastyczne podwyżki sięgają nawet 400 dolarów w przypadku niektórych urządzeń.
Pojawia się więc pytanie – czy Apple również podniesie ceny? Choć początkowe prognozy sugerowały, że iPhone mógłby kosztować nawet kilka tysięcy dolarów więcej, tak drastyczne wzrosty są mało prawdopodobne. Konsumenci nie zaakceptują tak znacznych różnic, a Apple – jako globalny gracz – ma narzędzia, by minimalizować wpływ taryf. Firma już teraz korzysta z produkcji chipów na terenie USA (np. w nowej fabryce TSMC w Arizonie), a także negocjuje obniżki kosztów z dostawcami.
Długofalowo jednak, nawet Apple nie będzie w stanie unikać wpływu kosztów w nieskończoność. Jeśli nie dojdzie do złagodzenia polityki celnej, firma będzie zmuszona do korekty cen. Nie należy spodziewać się podwyżek w trakcie trwania obecnych cykli produktowych, ale kolejna generacja urządzeń – być może już iPhone 17 – może zadebiutować z wyższą ceną.
Obserwując rozwój sytuacji geopolitycznej, producenci elektroniki muszą przygotowywać elastyczne strategie sourcingowe i logistyczne. Apple jak dotąd jest w stanie skutecznie radzić sobie z trudnościami, ale przyszłe miesiące mogą przynieść zmiany, których wpływ odczuje każdy, kto planuje zakup nowego urządzenia.