Sonos oficjalnie zakończył prace nad nowym urządzeniem do strumieniowania wideo, które miało pojawić się na rynku w 2025 roku. Projekt, który wewnętrznie nosił nazwę „Pinewood”, miał stanowić konkurencję dla popularnych odtwarzaczy multimedialnych, takich jak Apple TV. Jednak decyzja obecnego, tymczasowego CEO firmy, Toma Conrada, sprawiła, że Sonos zmienia swoje priorytety i rezygnuje z wejścia na rynek streamingu wideo.
Przez wiele miesięcy firma inwestowała znaczne środki w rozwój tego produktu, a urządzenie było już niemal gotowe do premiery. Co więcej, przeszło ono fazę beta testów. Jego interfejs miał opierać się na systemie Android i umożliwiać dostęp do najpopularniejszych usług strumieniowania wideo, takich jak Netflix, Max czy Disney Plus. Według przecieków, był to elegancki, czarny dekoder o estetycznym wyglądzie i intuicyjnej obsłudze.
Jedną z największych innowacji, jakie miało wprowadzić urządzenie Sonosa, była funkcja przełącznika HDMI. Dzięki niej użytkownicy mogliby podłączyć swoje konsole do gier, soundbary i inne urządzenia multimedialne, eliminując problem latencji, który od dawna doskwiera produktom tej marki. Projekt „Pinewood” miał stanowić krok w kierunku ograniczenia fragmentacji rynku, oferując użytkownikom spójne i wygodne rozwiązanie do zarządzania multimediami.
Mimo że firma postanowiła anulować produkcję dekodera, nie zamierza całkowicie rezygnować z rozwoju technologii. Sonos obecnie koncentruje się na ulepszaniu swojego oprogramowania i przywracaniu zaufania użytkowników po nieudanej aktualizacji aplikacji, którą wprowadzono w maju ubiegłego roku. W przyszłości możemy spodziewać się dalszych innowacji, jednak wydaje się, że na razie Sonos pozostanie przy swoich korzeniach – wysokiej klasy sprzęcie audio.
Decyzja o rezygnacji z rynku wideo pokazuje, jak trudnym i wymagającym segmentem jest branża strumieniowania multimediów. Firmy takie jak Apple czy Amazon od lat dominują ten rynek dzięki swojej infrastrukturze ekosystemowej i ogromnym zasobom. Sonos, mimo zaawansowanego projektu, najwyraźniej uznał, że jego obecność na rynku wideo nie przyniesie oczekiwanych efektów.